Kilka słów o kinie - czyli o planach na początek października odc.1 Plac Zabaw

   Nie było mnie jak pokazuje Blogger od 17 Sierpnia, dziś mamy 28 Września, czyli lekko licząc, blisko półtora miesiąca nie było mnie po tej "lepszej stronie". Nie chcę zagłębiać się specjalnie, w powody mojej absencji, bo były bardziej osobiste niż zawodowe, ale po rozmowach z paroma osobami, postanowiłem że wrócę, z nową energią, z nowym pomysłem i z nadzieją że może ta lepsza strona, stanie się lepszą, nie tylko z nazwy.
    Jak tytuł wskazuje, w dzisiejszym poście chciałbym nieco odejść od tematów dotyczących życia, uczuć,etc Choć tylko nieco, bo sztuka filmowa, poza jedynie największą abstrakcją gatunku filmowego, opiera się na niczym innym, jak na życiu, emocjach i uczuciach  ludzi tworzące dzieło, jednak stricte emocjami i uczuciami, zajmować się tu nie będę. Chciałbym natomiast, pochylić się nad tematem dotyczącym nowości w kinach. Temat kina, wpadł mi, ponieważ mieliśmy niedawno galę rozdania złotych orłów (coś jak Oscary,  tylko tak bardziej swojsko) i chciałbym poruszyć temat, kilku wartych zobaczenia produkcji, jak i ogólnie sytuacji w kinematografii. Sam jestem kinomaniakiem , więc rozpoczęcie takiego segmentu działalności, traktuje jako próbę zrobienia czegoś nowego, lepszego, ciekawszego dla czytelnika.
   Pierwszy film który chciałbym wziąć na tapetę, to "Plac Zabaw", film Bartosza M. Kowalskiego, twórcy jednego z ciekawszych dokumentów ze stajni HBO pt. "Moja Wola". Powiem otwarcie filmu nie widziałem, widziałem zwiastuny, czytałem wiele opinii oraz rozmawiałem z osobami które znają się ciut bardziej na kinie niż ja i widziały ten film. Ich zdaniem, film ten, można traktować jako ciekawa odmiana od pszaśnych polskich thrillerów i horrorów w stylu "Klątwy doliny węży" , "Hieny" czy chociażby "Pory Mroku". Film ten, ciężko zaliczyć do jednego gatunku, gdyż znajduje się na pograniczu thrillera, horroru i dramatu, jednakże moim jak i zdaniem większości moich rozmówców jest to thriller. Gdyby zaś istniał podział gatunku ze względu na kontrowersyjność, to problemu z oceną gatunku tego filmu by na pewno nie było. Ten film jest kontrowersyjny, to za mało powiedziane on jest potwornie mocno kontrowersyjny, gdyż opowiada, o czymś, co dla widza przyzwyczajonego do przekazów prostych, do filmów uczących empatii, zrozumienia, odróżniania dobra od zła, uczących życia lub przynajmniej zapewniających 120 minut rozrywki, będzie dziwnie niepokojący, potrafi widza o dużej wrażliwości na przemoc obrazić a kto wie może nawet sprawi, że ten widz zaczniesz szukać winy za spotkany na ekranie stan rzeczy, w swoim otoczeniu, w swoim myśleniu i zachowaniu. Ten film, jest inny od wszystkich innych filmów z rodzaju tych " kontrowersyjnych", gdyż mówi o przemocy dzieci. I żeby było ciekawiej mówi o przemocy nie wobec dzieci, ale dzieci wobec siebie, jak i wobec otoczenia. Kowalski swoim dziełem burzy porządek świata, który starano nam się przez wszystkie lata przemycić w filmach, czyli dzieci, mogące czasem popyskować, mogące czasem być niegrzeczne ale szczytem ich niegrzeczności jest tu kradzież cukierka czy nieustąpienie miejsca starszej pani w busie.Oczywiście, ten kto widział zachodnie produkcję, takie jak "Bullying", "Klass" czy chociaż "Spijt!"  ma zapewne inne zdanie na temat młodzieży, pamiętajmy jednak że w tamtych filmach młodzież ma jednak około 15-17 lat, w filmie Kowalskiego, są to 12- 13 letnie dzieci. Wogóle, ciekawy temat rodzi się związku z tym filmem, bo ciekawe jest to iż słowo młodzież, praktycznie zawsze ma negatywne konotacje. Kiedyś myślałem, czemu jeśli coś się wydarzy, większość ludzi od razu mówi że to młodzież musiała zrobić, że nikt nad nimi nie panuje, że oni nic nie robią tylko niszczą etc. Teraz mądrzejszy o te kilka lat wydaje mi się że to przekonanie o winie młodzieży, zawarte jest już chyba w etymologii samego słowa młodzież, gdyż wiele osób szczególnie starszych, same słowo młodzież traktuje z pewną egzymą, z dystansem, tak jakby bycie "młodzieżą", traktowane było jako swego rodzaju zaszufladkowanie kogoś do szuflady z potępieńcami, coś jak civitas terrena u św. Augustyna, grupa z góry potępionych.
    Ale wracając do filmu, ten film burzy nam koncepcję pojmowania podstawówki, jako tej nie splamionej błędami wieku młodzieńczego, jako okres wolny od przemocy, alkoholu, fajek i wszystkiego co kojarzy się z tą "złą" młodzieżą. Ten film zaś, pokazuje absolwentów 6 klasy jako ludzi już bez zahamowań, przesiąkniętych przemocą. Ludzie z którymi rozmawiałem na temat filmu pana Kowalskiego, opowiadają o jednej rzeczy,  która przebija się przez cały ten film, tą rzeczą jest niczym nie spowodowany ogrom przemocy. My jesteśmy przyzwyczajeni do przemocy osadzonej w jakiś ryzach,do przemocy którą mamy przypisaną do pewnej grupy i nie wychodzącą poza nią w filmach, bo przecież w "Pianiście"," Liście Schindlera" czy chociażby w "Życie jest Piękne", mamy ją osadzoną w nienawiści rasowej nazistów, do wszystkich nie aryjczyków,  szczególnie żydów, ale również słowian, rumunów etc. W "Psach", "Pulp Fiction", "Ojcu Chrzestnym" i innych filmach ogólnie mówiących o mafii mamy przemoc ze względu na mafijne powiązania i wielkie pieniądze. W "Długu" ta przemoc ma związek z długiem, czyli dalej pieniądze. W "Samowolce", genialnym dramacie Feliksa Falka ta przemoc osadzona jest w chęci udowodnienia wszystkim swojej pozycji lidera kompanii, oraz w cechach wewnętrznych głównego bohatera, kreowanego przez reżysera na sadystycznego przywódce. Ale w większości wypadków mamy tą przemoc opartą na czymś, mamy przemoc przypisaną do jakiejś grupy osób, lub konkretnych bochaterów a tu według większości oglądajacych, jest to przemoc dla przemocy, wyładowywanie się na osobach słabszych,  tu wszystkie dzieci trzeba by określić mianem złych a kto byłby tym dobrym. Pamiętajcie też że nie wolno mylić znęcania się z "Placu Zabaw" ze znęcaniem pokazanym w M jak Miłość czy innych uładzonych "produkcyjkach", w których wątek znęcania się,mógł zostać zawarty. W Placu Zabaw, reżyser postanawia iść po bandzie i zaatakować nas przemocą o którą nigdy byśmy nie oskarżyli 12 letnie dzieci. Tamta przemoc, bardziej niż do 12 letniego Szymka, pasuje do 40- letniego Franza Maurera; choć teraz, tak mi się wydaje że chyba nawet Franz miałby opory żeby zrobić te rzeczy, które Szymek robił bez większego myślenia. Szczególnie, pod względem brutalności, odznacza się podobno ostatnia scena. Od razu zaznaczam, nie widziałem filmu, jednak wiem jak się film kończy z opowiadań, kilka osób z chęcią podzieliło się już ze mną wrażeniami. Jednakże sam nie chcę spoilerować, bo film wg. oglądających go, wywiera ogromne emocje  na widzu i zostawia go z masą niedopowiedzeń i wątpliwości na temat obecnego świata jak i tego, jaki świat stworzą rówieśnicy filmowych bohaterów. Tak więc, nie będę zabierał wam tej przyjemności.  Wiele przemyśleń u widzów, jak i u mnie nie widza, budziło to iż za tych kilkanaście lat  rówieśnicy bohaterów, będą naszymi politykami, lekarzami, policjantami i ciężko wyobrazić sobie świat przepełniony tak bezuczuciową przemocą i zobojętnieniem na krzywdę innych. Jasne ktoś powie że to tylko film, fikcja literacka, prawda ekranu etc. Jednakże autor zaznacza, że film ten jest oparty na autentycznych wydarzeniach. To jedno zdanie, jest najstraszniejszym dopiskiem do tego filmu, bo mówi nam o tym że to nie jest inny świat, jakaś literacka anty-utopia, gdzie rządzi tylko przemoc, to się zdarzyło tu, w tym 38 milionowym kraju, tak mocno katolickim kraju. Nawet gdybyśmy założyli koloryzację dzieła przez reżysera i autora scenariusza, to i tak zostajemy ze smutną konkluzją. Konkluzją identyczną do tej do której, wielu również dotarło po kolejnym filmie, który będę omawiał i na który pójdę w następnej kolejności do kina, czyli "Wołyń" Wojtka Smarzowskiego. Zresztą pan Smarzowski był opiekunem artystycznym dzieła Kowalskiego, co chyba nie jest przypadkiem, bo znając styl pracy Smarzowskiego, już w teaserze można ujrzeć delikatne wzorowanie się na stylu Smarzowskiego. Wracając do konkluzji, to jest ona taka że to się zdarzyło u nas, w naszym kraju, w naszym społeczeństwie, pośród ludzi których spotykamy na ulicy. U Smarzowskiego to tylko różnica lat, ale czy człowieczeństwo kiedyś a dziś było inne, czy człowiek który był zawsze Homo Sapiens, z tym samy aparatem myślowym, z tym samym organizmem, ma prawo zmienić się tylko przez wieki w których żyje ?? 
    Ważną sprawą dot. tego filmu jest też to że nie można, oskarżyć same dzieci za poziom tej brutalności. Bo to nie ich wina, to nasza, nasza dorosłych wina, że świat który chłonął dzieci i zasady według którego żyją na tym świecie sprawiają że nie znają takich słów jak empatia. A jeśli nawet je znają, to stosują ją wg. własnego widzi mi się np. w stosunku do zwierzątek tak, ale już nie w stosunku do chorego na autyzm kolegi. To wina dorosłych że dzieci tak często nie potrafią rozumieć innych i starają się jak najmocniej dopiec innym, byle tylko dostać pod obraźliwym komentarzem lajki i byle tylko być popularnym, nie patrząc na innych. Sam nie tak dawno byłem 12-latkiem, u mnie nie było tak mocnych scen jak u Kowalskiego, ale było również wyśmiewanie innych, obrażanie kogoś, tylko za to że gra gorzej w nogę, nie był tak przebojowy jak inni czy był zamknięty w sobie, bicie za obrażenie kogoś, znęcanie się nad innymi. Niedawno byłem takim 12-latkiem i wiem że wtedy jeszcze bez wszechobecnych guru internetowych, mówiących że fajnie jest obśmiewać i na każdym kroku niszczyć innych były takie rzeczy, więc łatwiej mi teraz uwierzyć panu Kowalskiemu że to oparte jest na faktach. Może przez tą konkluzję, może przez uświadomienie swojej winy, ludzie podczas premierowego pokazu w Gdyni wychodzili z seansu, przy tym gwiżdżąc i trzaskając drzwiami, bo zawsze ciężko uznać się za winnego, czegoś, co traktujemy jako irracjonalną przemoc.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Gdy ktoś pluje, nie mów że pada deszcz

Trochę historii :)

Nie bój się mówić kocham - czyli kilka słów o wyrażaniu uczuć