Ciekawość, to pierwsza z cnot ludzi wybitnych czyli ... Czemu uwielbiam agnostyków ;)
Hejoł ;)
Wiecie co ... ostatnio poznałem szalenie ciekawą osobę,(co bardziej interesujące poznaliśmy się na necie, to dziwne bo ja z reguły poznaje nowych znajomych w realnym lajfie ;p) osobę która swoim postępowaniem, życiem zainspirowała mnie do zastanowienia się nad istotą moich osobistych wyborów życiowych i istoty wiary ;p
Ta osoba, o której jest mój dzisiejszy artykuł, ma 17 lat, chodzi na biol-chem, mieszka jakieś plus minus 400 km ode mnie, ale ... co najważniejsze jest osobą która nie godzi się na przyjmowanie wartości, Religii, drogi życiowej odgórnie. Iga (bo tak ma na imię osoba o której mowa jest w tym artykule) jest agnostyczką. Dla tych którzy nie wiedzą, agnostycy są ludźmi którzy nie odrzucają Boga, lecz szukają dowodów na poparcie Jego istnienia, wiecie początkowo moja reakcja była mniej więcej taka: "O kolejny gimbus któremu nie chcę się iść do kościoła, a wykręca się poglądami na świat, poglądami o których zapewne nawet nic nie wie, ale gdzieś usłyszała taki termin więc go zna to się nim wykręcą; albo po prostu szpanuje tym że zna taki termin i tym że jest taka wyzwolona że nie potrzebuje kościoła" Otóż nie.. można powiedzieć że pozytywnie mnie rozczarowała, bo ona autentycznie szuka odpowiedzi na istnienie Boga, szuka jakiegoś dowodu który przebije tą szczelną skorupę blokującą jej dostęp do Boga. I wiecie co... tym mnie zainspirowała. Tak, zainteresowała mnie tym że nie łapie prostych odpowiedzi na najważniejsze pytania tylko docieka źródła prawdy.
Wiecie gdy się dowiedziałem że jest agnostyczką, i to prawdziwą nie udawaną ;p pociągnąłem temat Boga dalej, wiecie co powiedziała mi na Jego temat:
" Dla ciebie on jest żywy i istnieje a dla mnie jest niewiadomą, znakiem zapytania"
I wtedy padła na mnie myśl czy za często my katolicy nie zostajemy tylko widzami nabożeństw i szarymi członkami kościoła Katolickiego, i czy my czasem za mało nie zastanawiamy się nad Bogiem w naszym życiu i czy ja czasem nie jestem taki ?
Popatrzmy na niedzielną mszę, najlepiej na sumę, wiecie czemu niedzielna suma jest tak ciekawa bo nigdzie indziej tak wiele osób nie przebywa w rozdwojeniu jaźni. Popatrzmy na nasz cały tydzień, żyjemy w nim bez Boga, rzucamy go w kąt, tak jak niedzielny odświętny płaszcz, grzeszymy, plotkujemy, cudzołożymy, kradniemy, bijemy, klniemy i ... w niedzielę jakby nigdy nic idziemy do Kościoła, idziemy ale nie do Boga ale do Kościoła, tak jak ludzie przychodzą na stadion a nie na mecz albo do kina a nie na film. Przychodzimy, siadamy w ławce, a jak miejsca w ławce nie ma to stoimy, a nawet lepiej stać bo można porozmawiać i księdza się nie widzi, o a najlepiej jest stać pod chórami, wiecie bo bliżej wyjścia. Stoimy i czekamy na to co tygodniowe widowisko (nie na mszę tylko na widowisko, bo stojąc tam, nie odczuwamy już że to Bóg żywy dla nas ludzi zmienia się w białą Hostię, my tam stojąc zajmujemy sie nie tym co Bóg chce nam powiedzieć, ale tym że Kowalska w płaszczu nowym przyszła, a Nowak samochód zmienił)
Czekamy niecierpliwie na koniec, patrzymy na zegarek, skwapliwie odliczamy minuty do końca i kiedy już ksiądz dobrodziej rzeknię to upragnione "Idźcie w pokoju Chrystusa, Alleluja" wychodzimy i niech ktoś nam powie, że nie jesteśmy dobrymi katolikami, to się oburzymy bo jak to tak, co niedzielę jesteśmy w kościele ;p Tak więc teraz sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy lepiej jest udawać wiarę, przed rodziną, znajomymi i chodzić do tego Kościoła, tylko i wyłącznie po to żeby zaliczyć jakiś wyznaczony przez kogoś obowiązek, czy lepiej jest zastanowić się nad swoją wiarą, i szukać ciągle odpowiedzi na to czy Ja wierzę, czy moja wiara jest dobra. Dla mnie osobiście ważne jest to aby Boga szukać w całym życiu, i każdego dnia i w każdym człowieku go znajdować, nie tylko w tym który jest miły, porządny, wierzący, zadbany ale także w tym bezdomnym, tym ateiście, w tym bezdusznym komorniku który zabiera ludziom dobytek ich życia, w ludziach od których wszyscy się odwracają, w ludziach chorych, tam też jest Bóg, a nie tylko na ołtarzu. Bóg jest w każdym z nas.
Ponieważ było późno to rozmowa nie trwała za długo, potem do niej nie wracaliśmy aż dzisiaj zeszło na temat szukania drogi w życiu, wtedy też powiedziała mi ciekawą rzecz, że ciągle szuka swojej drogi, że sama nie wie jak żyć, co robić, z kim, po co dla jakich wartości, co kochać; wiecie co mi wtedy przyszło do głowy, spróbujcie podstawić pod każde z tych pytań odpowiedź Bóg, zobaczycie, że On odpowie wam na wasze pytania o życie ;)
Radości i pokoju ;)
Ps. Iga dzięki wielkie ;)
Wiecie co ... ostatnio poznałem szalenie ciekawą osobę,(co bardziej interesujące poznaliśmy się na necie, to dziwne bo ja z reguły poznaje nowych znajomych w realnym lajfie ;p) osobę która swoim postępowaniem, życiem zainspirowała mnie do zastanowienia się nad istotą moich osobistych wyborów życiowych i istoty wiary ;p
Ta osoba, o której jest mój dzisiejszy artykuł, ma 17 lat, chodzi na biol-chem, mieszka jakieś plus minus 400 km ode mnie, ale ... co najważniejsze jest osobą która nie godzi się na przyjmowanie wartości, Religii, drogi życiowej odgórnie. Iga (bo tak ma na imię osoba o której mowa jest w tym artykule) jest agnostyczką. Dla tych którzy nie wiedzą, agnostycy są ludźmi którzy nie odrzucają Boga, lecz szukają dowodów na poparcie Jego istnienia, wiecie początkowo moja reakcja była mniej więcej taka: "O kolejny gimbus któremu nie chcę się iść do kościoła, a wykręca się poglądami na świat, poglądami o których zapewne nawet nic nie wie, ale gdzieś usłyszała taki termin więc go zna to się nim wykręcą; albo po prostu szpanuje tym że zna taki termin i tym że jest taka wyzwolona że nie potrzebuje kościoła" Otóż nie.. można powiedzieć że pozytywnie mnie rozczarowała, bo ona autentycznie szuka odpowiedzi na istnienie Boga, szuka jakiegoś dowodu który przebije tą szczelną skorupę blokującą jej dostęp do Boga. I wiecie co... tym mnie zainspirowała. Tak, zainteresowała mnie tym że nie łapie prostych odpowiedzi na najważniejsze pytania tylko docieka źródła prawdy.
Wiecie gdy się dowiedziałem że jest agnostyczką, i to prawdziwą nie udawaną ;p pociągnąłem temat Boga dalej, wiecie co powiedziała mi na Jego temat:
" Dla ciebie on jest żywy i istnieje a dla mnie jest niewiadomą, znakiem zapytania"
I wtedy padła na mnie myśl czy za często my katolicy nie zostajemy tylko widzami nabożeństw i szarymi członkami kościoła Katolickiego, i czy my czasem za mało nie zastanawiamy się nad Bogiem w naszym życiu i czy ja czasem nie jestem taki ?
Popatrzmy na niedzielną mszę, najlepiej na sumę, wiecie czemu niedzielna suma jest tak ciekawa bo nigdzie indziej tak wiele osób nie przebywa w rozdwojeniu jaźni. Popatrzmy na nasz cały tydzień, żyjemy w nim bez Boga, rzucamy go w kąt, tak jak niedzielny odświętny płaszcz, grzeszymy, plotkujemy, cudzołożymy, kradniemy, bijemy, klniemy i ... w niedzielę jakby nigdy nic idziemy do Kościoła, idziemy ale nie do Boga ale do Kościoła, tak jak ludzie przychodzą na stadion a nie na mecz albo do kina a nie na film. Przychodzimy, siadamy w ławce, a jak miejsca w ławce nie ma to stoimy, a nawet lepiej stać bo można porozmawiać i księdza się nie widzi, o a najlepiej jest stać pod chórami, wiecie bo bliżej wyjścia. Stoimy i czekamy na to co tygodniowe widowisko (nie na mszę tylko na widowisko, bo stojąc tam, nie odczuwamy już że to Bóg żywy dla nas ludzi zmienia się w białą Hostię, my tam stojąc zajmujemy sie nie tym co Bóg chce nam powiedzieć, ale tym że Kowalska w płaszczu nowym przyszła, a Nowak samochód zmienił)
Czekamy niecierpliwie na koniec, patrzymy na zegarek, skwapliwie odliczamy minuty do końca i kiedy już ksiądz dobrodziej rzeknię to upragnione "Idźcie w pokoju Chrystusa, Alleluja" wychodzimy i niech ktoś nam powie, że nie jesteśmy dobrymi katolikami, to się oburzymy bo jak to tak, co niedzielę jesteśmy w kościele ;p Tak więc teraz sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy lepiej jest udawać wiarę, przed rodziną, znajomymi i chodzić do tego Kościoła, tylko i wyłącznie po to żeby zaliczyć jakiś wyznaczony przez kogoś obowiązek, czy lepiej jest zastanowić się nad swoją wiarą, i szukać ciągle odpowiedzi na to czy Ja wierzę, czy moja wiara jest dobra. Dla mnie osobiście ważne jest to aby Boga szukać w całym życiu, i każdego dnia i w każdym człowieku go znajdować, nie tylko w tym który jest miły, porządny, wierzący, zadbany ale także w tym bezdomnym, tym ateiście, w tym bezdusznym komorniku który zabiera ludziom dobytek ich życia, w ludziach od których wszyscy się odwracają, w ludziach chorych, tam też jest Bóg, a nie tylko na ołtarzu. Bóg jest w każdym z nas.
Ponieważ było późno to rozmowa nie trwała za długo, potem do niej nie wracaliśmy aż dzisiaj zeszło na temat szukania drogi w życiu, wtedy też powiedziała mi ciekawą rzecz, że ciągle szuka swojej drogi, że sama nie wie jak żyć, co robić, z kim, po co dla jakich wartości, co kochać; wiecie co mi wtedy przyszło do głowy, spróbujcie podstawić pod każde z tych pytań odpowiedź Bóg, zobaczycie, że On odpowie wam na wasze pytania o życie ;)
Radości i pokoju ;)
Ps. Iga dzięki wielkie ;)
Z każdym Twoim kolejnym tekstem jestem coraz bardziej zachwycony! Kamilu, skąd u Ciebie tyle wspaniałych pomysłów na nowe artykuły? Jestem do głębi przejęty! Uwielbiam zaczynać dzień pijąc kawę i czytając to co wyszło spod Twojej zdolnej ręki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie!
Krzysztof
Bardzo dziękuje za dobre słowo ;)
UsuńA odnośnie pomysłów... cóż; pomysły przynosi każdego dnia życie i wspaniali ludzie których spotykam na swojej drodze ;)
Ja też pozdrawiam ;)